Czytam, słucham, oglądam
Richard Louvl jest autorem wielu książek o leczniczym kontakcie z naturą. „Ostatnie dziecko lasu” to mające 400 stron opracowanie oparte na wynikach badań naukowych oraz osobistych doświadczeniach. Jej przeczytanie przekonuje niejednego aby powrócić do kontaktu z naturą. Napisana przed pandemią, nakazami izolacji społecznej i nowym rodzajem lęku oraz braku poczucia bezpieczeństwa. Teraz nabrała jeszcze głębszego przekazu. Kontakt z naturą jest dobrą formą rehabilitacji i zdrowym sposobem spędzania czasu. Powróćmy do natury z naszego dzieciństwa i nauczmy jej nasze dzieci i wnuki. Sami korzystajmy z niej w każdym wieku. Wybierzmy „zdrowiej z naturą”.
Przyroda pokolenia dziadków i wnuków.
Dzieci w naszych czasach są świadome zagrożeń środowiska naturalnego jakimi są kwaśne deszcze, dziura ozonowa czy globalne ocieplenie, ale ich fizyczny kontakt i bliska relacja z przyrodą w dobie telefonów komórkowych i tabletów powoli odchodzą w zapomnienie niosąc ze sobą psychologiczne, środowiskowe, społeczne i duchowe konsekwencje.
Przyrodę się obserwuje, konsumuje, zakłada na siebie i ignoruje. Widać to w systemie nauczania, turystyce, planowaniu przestrzennym. Jednocześnie z badań wynika, że przyroda ma na nie bezpośredni i jednoznacznie pozytywny wpływ. Niektórzy badacze uważają, że kontakt z przyrodą jest potrzebny dzieciom na równi z odpowiednią ilością snu i właściwym odżywianiem. Ma być skuteczną terapią deficytu uwagi i innych schorzeń.
Czas aby środowisko naturalne było docenione oraz chronione. Przyroda odbierana oczyma dziecka ma różne formy. Od ścieżki w lesie, po narodziny cielaka czy źrebięcia po zaniedbany ogród czy działkę. Jest pełna wolności, prywatności i wyobraźni, ale czasem i strachu. Powoduje odczuwanie pokory. Zadziwia swoim gąszczem.
100 lat temu przebywanie na łonie natury wiązało się z aktywnością, celem i bezpośrednim doświadczaniem. Byciem kimś więcej niż tylko widzem. Nasi dziadkowie i rodzice spędzali czas blisko natury. Często wystarczyło wyjść z domu, w najgorszym razie wyjechać kawałek za miasto. Nasze dzieci mają do natury dużo dalej. Dobrym przykładem jest zmiana wyglądu wsi z małych gospodarstw pełnych grządek z warzywami, których uprawa zapewniała pożywienie na większość roku, poprzez mniejszą ilość grządek, których uprawa była traktowana bardziej rekreacyjnie po zamawianie warzyw owiniętych folią pochodzących prosto ze szklarniowych laboratoriów i koszenie trawników zabierające kwiaty owadom. Podobnie na przestrzeni lat zmieniło się źródło pozyskiwania mięsa, jednak tutaj obrońcy praw zwierząt upublicznili procedury masowej podmiotowej produkcji. Skutkuje to wzrostem świadomości młodzieży i ich przechodzeniem na wegetarianizm, ale nie oznacza to, że młodzi ludzie czują wdzięczność za przyjmowane pożywienie.
Za naszego dzieciństwa nie było nic piękniejszego i doskonalszego od drzewa. Dzisiaj naukowcy szpikują je materiałem genetycznym pochodzącym od wirusów i bakterii po to aby szybciej rosły, wytwarzały lepsze surowce drzewne lub oczyszczały skażoną glebę.
Dzisiaj podobieństwa i relacje człowieka i przyrody postrzega się nie na podłożu religijnym czy legend a poprzez wyniki badań naukowych. Można dowiedzieć się, że ptaki i humbaki komponują utwory muzyczne podobnie jak ludzie.
Dzieci działające w ruchach na rzecz ochrony praw zwierząt często walczą o prawa istot, które widziały tylko w zoo. Część z nich ma jedynie kontakt ze zwierzęciem domowym. W miastach znajdują się sztuczne elementy architektoniczne naśladujące przyrodę. Pora przestać uważać, że najważniejsze przejawy życia przyrody zachodzą gdzieś daleko w parkach narodowych.
Społeczności lokalne wprowadzają często zakazy zabaw w otoczeniu przyrody, na osiedlach odzywają się głosy, którym przeszkadzają dziecięce krzyki, dzieci spędzają czas w domu przed ekranami komputerów. Tworzy się specjalne tereny dla ich zabaw często odległe o kilkanaście km od domu.
Z jednej strony urbanizacja zabiera przyrodzie tereny zielone powodując wzrost ilości organizmów synantropijnych, z drugiej ludzie sami sobie ograniczają dostęp do przyrody zamykając dostęp do obszarów zamieszkiwanych przez zagrożone gatunki. Kurczenie się otwartych przestrzeni łączy się ze wzrostem intensywności użytkowania pozostałych. Nieliczne enklawy dzikiej przyrody są do oglądania z zewnątrz a nie do dotykania.
Dzieci mają zorganizowany czas, zabawy a kiedy mają dać upust swojej wyobraźni, zbadać dokąd płyną strumienie?
Dzieci lepiej znają rodzaje Pokemonów niż nazwy gatunków drzew rosnących obok ich miejsca zamieszkana. Japoński fotograf Keiki Haginoya przez niemal dwadzieścia lat robił zdjęcia dzieciom na ulicach japońskich miast. Zaprzestał projektu bo dzieci z ulic przeniosły się przed telewizory i komputery.
W Izraelu niemal wszyscy badani dorośli uznali zabawy w dzikich miejscach przyrody za najlepsze w dzieciństwie, obecnie takie doświadczenia zgłasza około 11% dzieci. W USA w latach 1997-2003 o połowę zmalała ilość dzieci bawiących się swobodnie, spacerujących, chodzących na plażę, uprawiających ogródek. Jane Clark profesor kinezjologii nauki o poruszaniu się nazywa pokolenie dzieci wychowanych w domu „dziećmi z pudełka”. W domu przesiadują w kojcach i na specjalnych fotelikach, na dworze w wózkach. W trakcie badań założyła 78 trzylatkom na tydzień czujniki wykrywające ruch. Okazało się, że dzieci są aktywne fizycznie średnio około 20 minut dziennie. W zurbanizowanym świecie doprowadzamy do fizycznego ograniczenia dzieciństwa a osłabienie doświadczania przyrody jest tylko jedną z ofiar.
Tymczasem pojawia się coraz więcej badań sugerujących, że kontakt z przyrodą może zmniejszać objawy deficytu uwagi i nadpobudliwości psychoruchowej, poprawiać zdolności poznawcze i zwiększać odporność na stres i depresję.
Obecnie cały czas musimy być czujni będąc ściganymi przez jednotonowe samochody i dwutonowe terenówki. Atakowanie jesteśmy także we własnych domach przez wyskakujące z ekranów telewizorów do naszych salonów i sypialni przerażające obrazy i wiadomości. Jednocześnie zarówno miejski jak i podmiejski krajobraz pozbawiane są uspokajających składników.